We czwartek po ścięciu św. Jana Chrzciciela od południa ruszył Władysław, król polski, z całą siłą zgromadzonych wojsk do Wolborza.

Tymi słowami rozpoczął Jan Długosz obszerny i dramatyczny, chociaż nie wolny od błędów, opis „wielkiej wojny” i jednej z największych bitew średniowiecznej Europy. W swej relacji kronikarz oparł się na tak zwanej „Kronice konfliktu” napisanej prawdopodobnie przez świadka bitwy i jednego z najbliższych doradców króla, podkanclerzego Mikołaja Trąbę. Długosz korzystał również z diariuszy podróży uczestników bitwy, między innymi swego ojca i stryj oraz Zbigniewa Oleśnickiego. Relacje źródeł jednak ubawił i po swojemu zinterpretował.

 

Koncentracja wojsk polskich i litewskich nastąpiła pod Czerwieńskim, po drugiej stronie Wisły, przez którą wojska królewskie przeszły po słynnym „na łyżwach ustawionym moście”. Do zebranej armii wygłosił kazanie w języku polskim biskup płocki Jakub z Korzkwi Kurdwanowski, „a jako mąż uczony i wymowny, rozwiódł się obszernie o sprawiedliwej wojnie, pisze Długosz, wskazując licznymi przekonywającymi dowody, że wojna zamierzona przez króla przeciwko Krzyżakom jest wojną sprawiedliwą i słuszną”. W kazaniu tym uczone i spisane po łacinie, a więc dostępne tylko dla wąskiego kręgu ludzi, tezy Stanisława ze Skalbmierza zostały przekazane do wiadomości tych, którzy w nadchodzącej wojnie mieli walczyć. Miało to duże znaczenie dla podniesienia ducha, uspokojenia sumień i uświadomienia celu walki.

 

W środę 9 lipca Władysław, król polski, wraz z Witoldem wkroczyli na ziemię nieprzyjaciela. Wojska ruszyły prosto na Malbork, serce państwa krzyżackiego. Współczesna nauka bardzo wysoko oceniła decyzję przeniesienia teatru wojny na ziemie nieprzyjaciela. Po kilku dniach marszu i stoczeniu kilku mniejszych bitew armia polsko-litewska nocą z 14 na 15 lipca stanęła w lasach na wschód od wsi Łodwigowo i Stębark. Naprzeciw, na wschód od wioski Grunwald, stały wojska krzyżackie. Między obu armiami rozciągało się pole przyszłej bitwy.

 

Liczebność wojsk obu stron różnie jest szacowana przez badaczy. Zgodnie przyjmuje się, że armia Jagiełły była liczniejsza. Według Stefana M. Kuczyńskiego liczyła 29 tys. jazdy i około 2 tys. pieszych, nie licząc czeladzi, armia zakonna zaś około 21 tys. jazdy i około 5 tys. pieszych, też nie licząc czeladzi. Inni uczeni uważają, że liczebność armii królewskiej miała się jak 2:3 na korzyść Jagiełły. Armia krzyżacka składała się z wojsk zakonnych i pocztów rycerskich przybyłych z całej Europy, głównie jednak z krajów niemieckich oraz z oddziałów zaciężnych i cieszyła się sławą jednej z najlepszych armii Europy. Dowodził nią wielki mistrz zakonu Ulryk von Jungingen. Armia Jagiełły składała się z chorągwi polskich, wojsk litewsko-ruskich oraz niezbyt licznych oddziałów tatarskich i zaciężnych wojsk czeskich. Naczelnym wodzem armii był król Władysław Jagiełło.

 

Dnia 15 lipca 1410 r. obie wielkie armie przez parę godzin stały naprzeciwko siebie, nie rozpoczynając bitwy. Wielki mistrz chciał sprowokować króla do akcji zaczepnej, aby ciężka jazda wpadła na przygotowane na przedpolu przeszkody. Król jednak spokojnie czekał, słuchał jednej mszy za drugą, głuchy na nalegania Witolda i polskich dowódców. Nawet przybycie krzyżackich heroldów, którzy przynieśli dwa nagie miecze, wzywając króla do natychmiastowego rozpoczęcia bitwy, nie skłoniły go do zmiany planów.

 

Dopiero około południa rozpoczęła się bitwa, niezwykle krwawa i zacięta, pełna dramatycznych epizodów. Jednym z nich był znakomicie opisany przez Długosza moment upadku chorągwi królewskiej: „Ponieważ także Krzyżacy zabiegali z uporem o zwycięstwo, wielka chorągiew króla polskiego Władysława, którą niósł chorąży krakowski, rycerz herbu Połukoza Marcin Wrocimowic, pod naporem wroga upada na ziemie. Ale walczący pod nią najwierniejsi i najbardziej zaprawieni w bojach rycerze i weterani podnieśli ją natychmiast i umieścili na swym miejscu, nie dopuszczając do jej zniszczenia. Nie dałoby się jej podnieść, gdyby się nią nie zajął znakomity oddział najdzielniejszych rycerzy i gdyby jej nie obronili własnymi ciałami i orężem. Rycerze zaś polscy, pragnący zatrzeć haniebną zniewagę, w najzaciętszy sposób atakują wrogów i kładą pokotem wszystkie te siły, które się z nimi starły”.

 

Bitwa trwała sześć godzin i zakończyła się zupełnym rozbiciem armii krzyżackiej. Zginął wielki mistrz, wielu komturów i starszyzny zakonnej, inni wraz z wielu słynnymi rycerzami z Zachodu dostali się do niewoli. „Wśród Polaków panowała zaś radość, że przez odniesienie znakomitego, godnego wspomnienia przez wiele wieków, zwycięstwa nad zuchwałym i potężnym wrogiem, za łaską bożą uwolnili ojczyznę od bezlitosnego i niesłusznego zagarnięcia przez Krzyżaków i od ich najazdu, a siebie od grożącego im niebezpieczeństwa śmierci lub niewoli”. Tak walczyć i tak o tej walce pisać mogli tylko ludzie świadomi tego, że bili się w obronie najistotniejszych interesów własnych i swoich potomków. Z tego punktu widzenia Grunwald był nie tylko jedną z największych średniowiecznych bitew, ale był bitwą o zachowanie suwerenności dwóch państw i narodów. Wśród historyków wciąż toczą się dyskusje, kto był faktycznym wodzem i zwycięzcą w tej bitwie. Po gruntownych badaniach nie ulega wątpliwości, że faktycznie, a nie tylko nominalnie dowództwo nad całą armią było w rękach króla. Przy opracowaniu planów bitwy jednak korzystał on z pomocy powołanej przez siebie rady wojennej, w której skład obok króla i Witolda weszli panowie polscy: Krystyn z Ostrowa, Jan z Tarnowa, Sędziwój z Ostroroga, Mikołaj z Michałowa, Mikołaj Trąba, Zbigniew z Brzezia i Piotr Szafraniec. Byli wśród nich doświadczeni rycerze i dowódcy. Na polu bitwy niemałą rolę odegrał Witold, który dowodził w boju wojskami litewskimi, a także wodzowie prowadzący poszczególne chorągwie, ale odpowiedzialność za losy wojny spadała na króla i jemu też należą się laury zwycięstwa.

 

Nieporozumienia w tej sprawie zaczynają się już od Długosza, wynikały stąd, że król nie brał czynnego udziału w bitwie, co było zwyczajem przyjętym w Europie Zachodniej, ale, podobnie jak chan Mamaj w bitwie na Kulikowym Polu, stał na wzgórzu i w otoczeniu doborowych rycerzy, obserwował całe pole bitwy i wydawał rozkazy. Jan Długosz z większym podziwem pisze o szalejącym na polu bitwy Witoldzie niż o Jagielle, który jego zdaniem nie chciał wojny, zwlekał z rozpoczęciem bitwy i jeszcze przed samą bitwą zabiegał o sprawiedliwy pokój. Długosz stworzył i przekazał następnym pokoleniom obraz świątobliwego i pokojowo usposobionego króla. Było to zgodne z przyjętą wówczas linią propagandy. W pismach wychodzących z kancelarii królewskiej przed i po bitwie w odpowiedzi na oskarżenia Krzyżaków, że zostali niewinnie napadnięci przez wrogów chrześcijaństwa, prezentowano taki właśnie wizerunek króla. Kronikarz nie bardzo umiał ocenić rolę Jagiełły w czasie bitwy. Wpierw pisał, że „w czasie przygotowań do bitwy po dojrzałej naradzie postanowiono, jako rzecz najbardziej oczywista, by król zatrzymał się w bezpiecznym miejscu, niewidoczny nie tylko dla wrogów, lecz i dla swoich, otoczony znacznym oddziałem doborowej straży i rycerzy … jego samego uznano bowiem za wartego dziesięciu tysięcy rycerzy”. W innym miejscu pisał, ze król rwał się do boju, tylko straż go powstrzymywała, w jeszcze innym, że od ciągłego wzywania do bitwy król tak ochrypł, że następnego dnia z trudem można było go zrozumieć.

 

Dalsze losy wojny zadecydowały się prawdopodobnie nazajutrz po bitwie, gdy Jagiełło i Witold objeżdżali pobojowisko i radzili nad dalszymi krokami. Ostatecznie podjęto decyzję marszu na Malbork.

Pod wrażeniem klęski poddawały się Polsce liczne grody krzyżackie i miasta. Wydawało się, ze państwo zakonne zostanie w całości zlikwidowane. Strona polsko-litewska nie wykazywała jednak w tym względzie dość zdecydowania. Punktem zwrotnym było niepowodzenie przy oblężeniu Malborka. Wyszło na jaw nieprzygotowanie w zakresie sztuki i taktyki oblężniczej, ale i brak konsekwencji w działaniu. Witold, bowiem szybko wycofał się z wojny a w ślad za nim poszli Mazowszanie. Władysław Jagiełło zrezygnował z dalszego oblężenia stolicy Zakonu, a choć odniósł jeszcze zwycięstwo nad Krzyżakami pod Koronowem 10 X 1410 r., szanse pełnego sukcesu zostały zniweczone. Pokój, jaki został zawarty miedzy Zakonem a Polska i Litwa z początkiem 1411 r. w Toruniu, nie odpowiadał w najmniejszym nawet stopniu militarnemu zwycięstwu pod Grunwaldem. Z wyjątkiem rewindykacji świeżo utraconej ziemi dobrzyńskiej. Polska wychodziła z wojny bez żadnych nabytków. Nie zdołała nawet rozstrzygnąć na swoją korzyść spornej sprawy Drezdenka. Litwa odzyskała wprawdzie Żmudź, ale tylko na czas życia Jagiełły i Witolda.

Prysnął natomiast mit o niezwyciężonej armii zakonnej i umocnił się związek Polski z Litwą, co zostało potwierdzone w akcie unii horodelskiej w 1413 r. Pod względem formalnoprawnym unia ta stanowiła w zasadzie rozwiniecie i sprecyzowanie zasad unii wileńsko-radomskiej z 1401 r. Litwa miała w przyszłości pozostać osobnym państwem z własnym wielkim księciem, w stosunku, do którego Jagiełło zostawi sobie tytuł księcia zwierzchniego. Istotne znaczenie na przyszłość miała spontaniczna aprobata unii przez przedstawicieli społeczeństwa szlacheckiego obu stron, wraz z symbolicznym aktem zbratania w postaci przyjęcia przez szlachtę polską do swoich herbów niektórych rodzin bojarskich Litwy.

 

Sukcesem dyplomatycznym strony polsko-litewskiej po Grunwaldzie było rozerwanie przymierza miedzy Zakonem a Zygmuntem Luksemburczykiem oraz pozyskanie tego ostatniego dla sojuszu z Polska i Litwą, co znalazło wyraz we wspomnianym już traktacie w Lubowli w 1412 r. Uboczna korzyścią Polski było uzyskanie przy tej okazji od Zygmunta w zastaw tzw. grodów spiskich, czyli Lubowlę i Podoliniec i inne, które niemal do rozbiorów pozostawały w granicach państwa polskiego.

 

Pokój toruński 1411 r. okazał się wyjątkowo nietrwały. Bardzo szybko Zakon wystąpił z roszczeniami do Żmudzi, która Witold starał się związać systemem fortyfikacji z Litwą. Nie brakowało również zatargów o charakterze granicznym. Próba odwołania się Krzyżaków do arbitrażu Zygmunta Luksemburczyka zawiodła ich nadzieje, bo jego orzeczenie wypadło po myśli Polski i Litwy w 1413 r. W łonie Zakonu ujawniły się tarcia, co do polityki względem państwa polsko-litewskiego. Zwolennik wojny Henryk von Plauen, który uratował państwo zakonne po klęsce grunwaldzkiej, został złożony z urzędu. Jego przeciwnicy jednak nie byli wcale skłonni do ustępstw, jak pokazały rokowania z 1414 r., lecz liczyli na nowy korzystny arbitraż.

Daleko idące żądania terytorialne Polski, czyli zwrot Pomorza Gdańskiego i ziemi chełmińskiej, doprowadziły do starcia zbrojnego, w którym Zakon unikał walnej rozprawy w otwartym polu, a Polacy nie mogli się pokusić o skruszenie krzyżackich twierdz. Wojnę tę określa się mianem „wojny głodowej”. W tym stanie rzeczy zawarto rozejm, a spór postanowiono poddać osadowi zbierającego się właśnie w Konstancji soboru powszechnego w latach 1414-1418 r. Obok sprawy głównej, jaką była likwidacji schizmy w Kościele zachodnim, obok sprawy husytyzmu czeskiego, miał się pojawić przed forum soborowym problem krzyżacki. Na czele polskiej delegacji stał arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Trąba, a ciężar obrony interesów polsko-litewskich w sporze Zakonem wziął na siebie rektor Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic. W znakomitym wywodzie naukowym zatytułowanym „O władzy papieża i cesarza względem niewiernych” przeciwstawił w 1415 r. krzyżackiej polityce nawracania pogan mieczem słynną tezę o prawie tychże do niezależności politycznej, o ile wyraźnie nie działają na szkodę chrześcijaństwa. Nieoficjalny rzecznik strony krzyżackiej dominikanin Jan Falkenberg przedstawił natomiast paszkwil, w którym oszczerstwa przeplatały się z postulatami wytępienia Polaków wspólnym wysiłkiem świata chrześcijańskiego. Skończyło się na uwięzieniu Falkenberga i potępieniu jego traktatu przez papieża, a spór polsko-litewsko-krzyżacki wyroku się nie doczekał.

 

Podjętą przez Jagiełłę w 1419 r. wyprawę wojenną wstrzymał legat papieski. Pozostawało więc przedłużenie rozejmu z Zakonem i szukanie nowego arbitra. Wybór padł na Zygmunta Luksemburczyka, który w wielu okolicznościach nie szczędził sympatii i poparcia Zakonowi, z Polską natomiast od 1412 r. związany był sojuszem. Jego wyrok, ogłoszony w 1420 r. we Wrocławiu, był całkowicie stronniczy, pomyślny dla Krzyżaków, toteż spowodował z jednej strony faktyczne zerwanie sojuszu lubowelskiego, a z drugiej strony zostawił Zakon, Polskę i Litwę w obliczu nowej wojny. W 1421 r. Jagiełło osiągnął porozumienie z Brandenburgią, które szachowało Krzyżaków na północy, tym dotkliwiej, że nie mogli teraz liczyć na pomoc Zygmunta Luksemburczyka, uwikłanego w sprawy husyckie w Czechach. Doszło do wojny, w której powtórzyła się sytuacja z 1414 r. Krzyżacy unikali starcia w polu, a wojska polsko-litewskie, oblegania głównych twierdz zakonnych. Działania zakończono pokojem podpisanym na jeziorze Melno 27 IX 1422 r., w myśl którego Żmudź miała pozostać przy Litwie bez warunku dożywocia, a Polska uzyskała na swoją korzyść drobne korekty graniczne, miedzy innymi Nieszawę. Dopiero pokój melneński, a nie toruński w 1411 r., zamknął tę fazę wojny z Zakonem, którego kulminacją była bitwa pod Grunwaldem, a który zwykło się określać jako „wielką wojnę z Zakonem”.