Latarnik z Aspinwall zaginął bez wieści, więc zaczęto szukać nowego, a z tym nie było łatwo, ponieważ praca latarnika nie należała do łatwych, wymagała samodyscypliny i odpowiedzialności. Latarnik nie mógł opuszczać swego miejsca pracy, bo zobowiązany był utrzymać porządek , wywieszać, zgodne ze wskazaniami barometru, flagi informujące o stanie pogody, a wieczorem zapalać światło latarni, a było to nie lada wyzwanie, gdyż aby wykonać to zadanie, należało pokonać ponad czterysta krętych i wysokich schodów. Życie latarnika przypominało bardziej życie pustelnika, bo kontakt z ludźmi ograniczał się do rozmów ze strażnikiem, który dostarczał mu żywność i wodę do picia. Znalazł się jednak dość szybko śmiałek, który marzył o takiej spokojnej pracy. Był to mający ponad 70 lat Polak, a na zasadnicze pytanie, czy posiada jakieś dowody uczciwej państwowej służby, stary wyciągnął swoje krzyże i odznaczenia oraz list potwierdzający jego udział w bitwie o Stany Zjednoczone. Odznaczenia miał za odwagę i udział w powstaniu listopadowym, w wojnie hiszpańskiej, francuskiej, węgierskiej. Przesłuchanie trwało długo, bo kandydat wydawał się im za stary, ale na usilne prośby Skawińskiego zgodzono się go przyjąć. Napełniła go radość i poczucie bezpieczeństwa, bo oto po tylu latach tułaczki rysowała się przed nim spokojna przyszłość. Zaczął wspominać swoją drogę życiową, a wiodła ona różnymi torami, bo był m.in. kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. Miał też farmę w Kalifornii, którą stracił na skutek suszy. Imał się handlu w Brazylii, później założył warsztat kowalski w Arkansas, ale stracił go w wyniku pożaru. Był niewolnikiem u Indian, cudem uratowanym przez Kanadyjczyków. Następnie zaciągnął się na statek pasażerski, potem na rybacki, ale oba uległy katastrofie. W Hawanie założył fabrykę cygar, ale wspólnik go oszukał i okradł. Wreszcie przybył do Aspinwall, gdzie otrzymał posadę latarnika. Zaczął wieść życie samotnika, jego jedynymi towarzyszami były ptaki, szczególnie mewy, ale on czuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Pracował i odpoczywał, karmił ptaki, zbierał muszle, chodził na ryby. Czuł się bezpieczny i wydawało mu się, że wieża, w której zamieszkał, chroni go przed każdym złem świata. Czasami tylko ubierał odświętny strój latarnika i wybierał się do kościoła, ale szybko wracał do swojej samotni. Pewnego dnia, jak zwykle, przywieziono mu żywność i wodę, ale oprócz tego była jeszcze jedna paczka. Kiedy stary otworzył ją zobaczył, że był to Pan Tadeusz Adama Mickiewicza. Zaczął czytać z namaszczeniem, wszak od 40 lat nie słyszał polskiej mowy, a teraz mógł błądzić razem z poetą po ziemi, do której nawet przestał tęskni. Kolejne wersy ożywiały wspomnienia i wywoływały w nim poczucie szczęścia i nostalgii. Czytał i płakał przypominając sobie koleje swego życia. Rano obudził go strażnik portowy Johns z informacją, ze przez jego zaniedbanie rozbiła się łódź. Skawiński posadę stracił i kilka dni później widziano go na statku płynącym do Nowego Jorku.