I Porwanie
Bohater obudził się bardzo wcześnie, ale sam nie wie, czy jeszcze śni, czy to, co czuje odbywa się na jawie, bo odczuwa jakiś dziwny dyskomfort fizyczny i psychiczny. Zastanawia się nad określeniem swojego „ja” i nie może skonkretyzować zdania o sobie. Wie, że opinie ciotek nie są miarodajne, bo ludzie zawsze oceniają drugiego człowieka w sposób subiektywny. Rozważa, co dało mu napisanie książki Pamiętnik z okresu dojrzewania i dochodzi do wniosku, że fakt wydania książki niczego konkretnego nie zmienił w jego życiu. Zaczął myśleć o sobie jako o nieopierzonym chłystku, chociaż z metryki wynikało, że jest dorosłym 30-letnim mężczyzną. Kiedy tak zastanawia się, co robić, jak stanąć na twardym gruncie dorosłości i poczuć się pewnie, pojawia się prof. Pimko, filolog z Krakowa, który stwierdziwszy, że Józiowi brakuje elementarnej wiedzy, zabiera go do szkoły dyr. Piórkowskiego i umieszcza wśród szóstoklasistów.
II Uwięzienie i dalsze zdrabnianie
Zanim trafia do klasy jest świadkiem rozmowy nauczycieli, z których jeden skarży się Pimce, że uczniowie, choć pilnowani przez nauczycieli i podglądani przez matki i ciotki, są ciągle za mało naiwni. W odpowiedzi na stwierdzenie Pimki, że młodzież męska jest niewinna, uczniowie zaczynają się zachowywać wulgarnie, przeklinają, piszą na dębie brzydkie słowa i rysują dziwaczne figury geometryczne. Prym wiedzie grupa sprośnych chłopców, którym przewodzi Miętus. Pimko stwierdza, że napisali coś, czego nie rozumieją, a więc dowiedli, że są nieuświadomieni i niewinni. Tymczasem w klasie wywiązała się kłótnia pomiędzy Miętusem i Syfonem (przewodził niewinnym chłopiętom), ale póki co rozpoczęła się lekcja i spór został odłożony do przerwy. Prowadzący lekcję języka polskiego nauczyciel Bladaczka na wszelkie sposoby chce zdyscyplinować klasę, bo w szkole jest wizytator. Chłopcy pytani z zagadnień przedmiotowych nie chcą odpowiadać, więc Bladaczka robi im wykład na temat wielkości Słowackiego. Gałkiewicz zaprzecza każdemu słowu nauczyciela i zapewnia, że nikt nie lubi poezji Słowackiego i nikt go nie czyta oprócz uczniów, których się do tego zmusza. Nie umiejąc poradzić sobie z niesforną klasą, Bladaczka każe najlepszemu uczniowi, Pylaszczkiewiczowi (Syfonowi) recytować fragmenty utworów Słowackiego. Na lekcji łaciny jest podobnie, uczniowie niczego nie umieją i znowu swoją wiedzą popisuje się Syfon.
III Przyłapanie i dalsze miętoszenie
W czasie przerwy dochodzi do pojedynku „na miny” pomiędzy Syfonem i Miętusem. Ten ostatni przegrawszy tę walkę, podstępem, przy pomocy swoich sprzymierzeńców, na siłę uświadamia Syfona gwałcąc go przez uszy. Józio obserwuje to wszystko z dystansem, a widząc cały absurd sytuacji, postanawia uciec, ale ostatecznie dostrzegł pokrewną sobie duszę w osobie Kopyrdy, który, jak on, nie brał udziału w tych potyczkach klasowych i rezygnuje z ucieczki.
IV Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego
W przedmowie przekonuje, że konstrukcja estetyczno-artystyczna ciała i słowa jest spójna, a podstawą tej spójności jest pupa, która jest pniem głównym innych części ciała. Należy nauczyć się nazewnictwa poszczególnych części ciała i powtarzać je, bo tylko powtarzanie przyniesie efekt, podobnie jak powtarzanie pewnych pojęć i idei pozwala tworzyć narodowe mity. Rozważa też trudną sztukę tworzenia powieści, którą pisarz stwarza w trudzie, a czytelnik nawet nie stara się jej dokładnie przeczytać, a co dopiero zrozumieć. Tak samo postępują krytycy, których osądy są subiektywne. Jest przeciwny wszelkim schematom tworzenia, kanonom ustalonym przez poprzedników. On sam dzieło pojmuje jako pewną cząstkę, a człowieka traktuje jako mieszaninę części i kawałków. Nie ulega koncepcjom, nie poddaje się żadnym określonym prawidłom i jego zamierzeniem jest wykpić te bzdurne, sztywne kanony tworzenia. Snuje rozważania na temat artystów i sztuki. Pisarze ulegają Formie, czyli piszą według dawno ustalonych prawideł, nie silą się na napisanie czegoś oryginalnego. Jeżeli już piszą to nie nazywają rzeczy po imieniu. Nie służą sztuce, lecz chcą, by to sztuka pełniła służebną rolę. Apeluje do pisarzy, by wyzwolili się z Formy i od wszystkiego, co ich ogranicza.
V Filidor dzieckiem podszyty
Czytamy groteskową historię pojedynku, który stoczyli ze sobą dwaj uczeni: prof. Syntetologii z uniwersytetu w Leydzie – Filidor i anty-Filidor, znawca analizy z uniwersytetu Columbia. Anty-Filidor na co nie spojrzał, wszystko potrafił rozłożyć na części, np. dając komuś prztyczka w nos potrafił sprawić, że nos ten zaczął funkcjonować jako byt samoistny. Uczeni stoczyli najpierw pojedynek na spojrzenia, a później na słowa. Anty-Filidor dokonał rozkładu na części żony Filidora, począwszy od rozebrania jej przy pomocy wzroku, przez poddanie analizie poszczególnych części ciała, a nawet dokonanie błyskawicznej analizy moczu. Żona Filidora zasłabła i nie mogąc pozbierać swoich części ciała w jedność, znalazła się w szpitalu, gdzie nikt nie mógł jej jednak pomóc. Nie mógł też temu zaradzić jej mąż, wybitny znawca syntezy, ani też przybyły z Moskwy doc. Łopatkin. Filidor w odwecie dokonał syntezy kurtyzany Flory Gente, partnerki anty-Filodora. Sprzedał swój majątek i po złotówce wydzielał dużą kwotę Florze, aż w końcu doprowadził do tego, że Flora cała zamieniła się w tę sumę. Walkę pomiędzy dwoma uczonymi miał rozstrzygnąć pojedynek na pistolety. Obaj panowie dokonywali odstrzeliwania kolejnych części ciała partnerki antagonisty i w końcu kadłuby kobiet, osunąwszy się na ziemię, skończyły życie. Kiedy po latach wspominali to wydarzenie na uwagę anty-Filidora, że profesor wypowiada się o wszystkim na poziomie dziecka, Filidor odrzekł, że na świecie wszystko jest dzieckiem podszyte.
VI Uwiedzenie i dalsze zapędzanie w młodość
I tu następuje powrót do historii Józia, którego prof. Pimko umieścił na stancji u Młodziaków, twierdząc, iż niestosownym by było, gdyby chłopak w jego wieku miał samodzielne mieszkanie na mieście. W szkole Józio się nudzi, bo ciągle słyszy te same banały.
VII Miłość
Odkrył też, że kocha się w nowoczesnej Zucie Młodziakównie. Przeżywa swoiste tortury, będąc w pobliżu niej. Denerwują go jej rodzice, którzy przyjęli pozę nowoczesnej pary mieszczańskiej.
VIII Kompot
Obmyśla, jakim sposobem mógłby sprawić, by odkryli oni swoje prawdziwe oblicze. Najpierw zachowuje się niestosownie, jak dziecko, co tylko podsyca w Młodziakach pragnienie zademonstrowania swoich nowoczesnych poglądów. Później zachowuje się jak dorosły mężczyzna, czym wprawił w zdumienie rodziców Zuty, którzy nagle stracili rezon nowoczesnych mieszczan.
IX Podglądanie i dalsze zapuszczanie się w nowoczesność
X Hulajnoga i nowe przyłapanie
Kiedy znalazł miłosne listy Zuty, postanowił uknuć intrygę. Istotnie, udało mu się zdemaskować konserwatyzm małżeństwa Młodziaków. A kiedy w domu wybuchła kłótnia, a później bijatyka, Józio ucieka. Dołącza do niego Miętus.
XI Przedmowa do Filiberta dzieckiem podszytego
Wyjaśnia, dlaczego przerywa tok powieści i kpi, że to konieczność dbałości o harmonijną kompozycję zmusza go do przerwania fabuły. Te dwa rozdziały w założeniu autora mają być odpowiednikiem poprzednich dygresyjnych rozdziałów – IV i V.
Autor ujawnia tu swoje pisarskie poglądy, wypowiada artystyczne credo i twierdzi, że sztuka może rodzić się tylko z buntu i cierpienia. Istota bycia to fakt rzeczywistości zmiennej, chaotycznej, a postrzeganie to nic innego, jak dążenie do tkwienia w skostniałej formie, która ogranicza trzeźwość spojrzenia i obiektywizm. Właśnie zła forma jest swoistą torturą dla pisarza. Frazes, grymas, mina, gęba to są główne powody moralnych cierpień autora. A przykładem rozdarcia wewnętrznego i dążeniem do skutecznego rozbicia formy jest tworzona powieść Ferdydurke, którą sam autor uważa za manifest nie tylko artystyczny, ale i filozoficzny.
XII Filibert dzieckiem podszyty
nowelka dotyczy meczu tenisowego, w którym championem jest Francuz, syn jakiegoś wieśniaka. Obserwujący mecz tłum co chwila nagradza tenisistów brawami. Wśród obserwujących jest jakiś pułkownik, który pozazdrościwszy sportowcom wspaniałej gry, niespodziewanie wyciąga rewolwer i strzela do piłki. Pozbawieni jej championi tenisa rzucają się do siebie „z pazurami”. Szokiem dla pułkownika było to, że jego kula nie zatrzymała się nigdzie, lecz poleciała dalej i zraniła w szyję jakiegoś przemysłowca. Jego żona, nie mogąc się zemścić na pułkowniku, spoliczkowała swojego najbliższego sąsiada. Wszystkim tym wydarzeniom cały czas towarzyszą oklaski. Chaos wśród tłumu się pogłębia, mężczyźni i kobiety, zrzuciwszy maski, zachowują się nieobyczajnie, ma miejsce prawdziwa orgia. Markiz Filiberthe, widząc, co się dzieje, wyszedł na plac i głośno zapytał, czy ktoś ma ochotę obrazić jego żonę. Zapanowała cisza, ale po chwili 36 mężczyzn dokonało znieważenia kobiety, która poroniła dziecko, a markiz „opatrzony i uzupełniony dzieckiem” poszedł do domu, towarzyszyły mu gromkie brawa. Autor zastrzega, że z tej bezsensownej opowieści nic nie wynika, a on nie ma zamiaru niczego tłumaczyć. Czytelnik może przeczytać jego książkę lub ją odrzucić, ale niech nie próbuje rozumieć czegokolwiek.
XIII Parobek, czyli nowe przechwycenie
Wyprawa Józia i Miętusa na wieś. Obserwują oni po drodze ludzi, swoistą menażerię istot „z gębą”. Miętus marzący o znalezieniu prawdziwego parobka cieszy się, ale Józio zaczyna odczuwać niepokój, tym bardziej, że wieśniacy traktują przybyszów jak intruzów, dlatego wszyscy chłopi na wsi warczą i szczekają, wyrażając swoje niezadowolenie z ich przybycia. Z możliwej opresji ratuje ich ciotka Hurlecka, która poznaje Józia i traktuje go jak malca. Zabiera ich samochodem do rodzinnego majątku. Ciotka zdradza Miętusowi, że Józio ma 30 lat, ale ten nie wierzy, bo przecież Józio to jego szkolny kolega. U Hurleckich denerwuje Józia przesadna gościnność, przybieranie sztucznych póz przez domowników i ogólne zakłamanie rzeczywistości: obiadki, spacery, rozmowy o niczym, pogarda dla służby i wieśniaków ze strony dworu. Tymczasem Miętus prowadzi pogawędkę z parobkiem Walkiem, który przyznaje, że często bierze w gębę od dziedzica. Miętus, jakby chciał zrekompensować mu te krzywdy, pragnie się z nim pobratać i każe się bić po twarzy.
XIV Hulajgęba i nowe przyłapanie
Bratanie się z parobkiem nie spodobało się bardzo wujowi Konstantemu, który uznaje odwieczny porządek: pan-służba. Zastanawia się wraz ze swoją żoną nad motywami owego bratania. Służba widząc, co się dzieje, nieco się rozzuchwaliła, tu i ówdzie można było usłyszeć skargi na państwo. Jeden ze służących, Franciszek przyszedł go Konstantego z wiadomością, że wszyscy „gadają” na ich temat. Konstanty z Zygmuntem wyszli na dziedziniec i poczęli spacerować podglądani zza płotu przez wiejskie dzieciaki. Spostrzegli, że z lasu wychodzą Miętus i parobek Walek, obaj byli pijani. Na widok panów Walek ucieka do lasu, a wuj Konstanty zarzuca Miętusowi niewłaściwą postawę w stosunku do służby. Wszyscy są zdezorientowani. W międzyczasie Konstanty posądza Walka o próbę kradzieży. W czasie tej ożywionej dyskusji Walek niechcący spoliczkował wuja Konstantego, wywiązała się ogólna bijatyka pomiędzy panami a chamami, więc Józio z Miętusem postanowili uciec. Po drodze Józio dostrzega siedzącą w sadzie Zosię, córkę Hurleckich, więc zabiera ją ze sobą. Przeraził się nagle tej sytuacji bycia tylko we dwoje, ale Zosia, całując go, uświadomiła mu, że przed gębą nie ma ucieczki, jak tylko w inną gębę. Gombrowicz swoją powieść kończy tak żartobliwie, jak ją skonstruował: „Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba”.